- czwartek, 28 stycznia 2016

Jak przeżyć epokę lodowcową w stajni

źródło zdjęcia: www.pinterest.com
Największe mrozy tej zimy, mam cichą nadzieję, że już za nami. W zasadzie to nawet mam nadzieję, że minusowa temperatura w ogóle już nie wróci, a aura  w okolicach +5 stopni Celsjusza, pozwoli nam się powoli odhibernować w nadziei na szybką wiosnę.
Nie mniej jednak, wspomnienie zdrętwiałych, bolących, odmarzniętych stóp i dłoni jest u mnie wiecznie żywe, bo przy temperaturze -20, mam wrażenie że zamarza nawet życie na poziomie komórkowym, o poidłach, wodzie w kranach i podłożu na hali nie wspominając.
Żyć się odechciewa, ale pojeździć trzeba.
 Tylko jak?
Ano właśnie.
Zestaw ubraniowy do jazdy w mrozy, tzw. :Złoty zestaw" mam w miarę opatentowany, (pisałam już o nim dawno temu http://e-questrianart.blogspot.com/2012/12/zoty-zestaw.html). Co prawda został stworzony na potrzeby mazurskich stepów, więc trzeba go było nieco zaadaptować do wersji bardziej miejskiej, ale wciąż jego podstawą są termoaktywne leginsy i koszulka, a na to cała reszta.
Problem zaczyna się jeśli chodzi o dłonie i stopy, w szczególności stopy. Powiecie, od czego są termobuty. I tu pojawia się pierwsze "ale" - nienawidzę jeździć w termokapciach... Jak mam wybierać między brakiem wyczucia łydki a brakiem czucia w palcach u stóp -wybieram to drugie. Tak więc w termobutach i 3 parach skarpet paraduję po stajni, ale na samą jazdę zakłam moje super nieocieplane oficerki. Po jeździe w zasadzie tylko dla zasady wciągam z powrotem termobuty, bo na 5 stopień odmrożenia kończyn i tak już nic nie pomoże oprócz wyciągnięcia kopytek przed kominkiem.
Co zrobisz, jak nic nie zrobisz....
W zasadzie to jest jedno idealny ratunek z tej całej sytuacji, tylko jak zwykle kosztowny :D
Będąc jakiś czas temu w odwiedzinach w sklepie jeździeckim, w którym pracuje mój mąż, przymierzyłam coś co zmieniło mój światopogląd :D
Oficerki zimowe Lugano Winter z jagnięcej skóry , wyściełane od góry do dołu owczym futrem.
Zakochałam się od pierwszego przymierzenia, by chyba nigdy nie zdarzyło się tak, żeby buty jeździeckie w standardowym rozmiarze były na mnie idealne na szerokość i na wysokość. Śmiem twierdzić, że leżały na mnie lepiej niż moje szyte na miarę oficerki. I do tego to ciepełko of futerka w środku....,
Zdjęcia oczywiście nie zrobiłam, bo po co, więc chyba rasową blogerką modową nie zostanę :P Ale na pocieszenie wrzucam zdjęcie produktowe, z zaznaczeniem, że na żywca wyglądają  jeszcze jakieś 1000 razy lepiej.


http://equidea.pl/oficerki-skorzane-oficerki-zimowe-lugano-winter-39,c249,p8374,pl.html
Jak w każdej bajce, musi być jakaś negatywna postać i tą postacią jest tutaj cena. Za takie butki trzeba wybulić jakieś 1000 zł, co jak na produkt tej klasy i tego gatunku wcale nie jest kwotą z kosmosu. Nie mniej jednak dla mnie to nadal wydatek abstrakcyjny jeśli chodzi o zimowe buty do jazdy.

A wracając do moich zimowych rozkminek, to musiałam zaktualizować nieco swój status ubraniowy po jeździe, kiedy okazało się, że w stajni angielskiej panują nieco inne warunki atmosferyczne niż w stajni murowanej. Na mazurach wjeżdżałam sobie po jeździe do stajenki, ciepełko, bez wiatru, ciepła woda w kranie - normalnie Sheraton. A  w stajni angielskiej, wychodzisz z hali po jeździe i zaczynasz ogarniać sobie wszystko powolutku, szczoteczki, sreczki i ani się obejrzysz i wyglądasz jak Jack Nicholson w "Lśnieniu".


I nagle okazało się, że mój złoty zestaw na jazdę, wcale już nie jest taki złoty po jeździe, kiedy to super przepuszczalna kurtka z membraną nie daje ani grama ciepła. Szybko więc zaczęłam przywozić do stajni puchowy płaszczyk do kolan i wskakiwałam w niego jak tylko schodziłam z konia, więc powiedzmy, że sytuacja opanowana.
I tak największy problem zawsze mam z dłońmi, bo podobnie jak w termobutach, nie lubię jeździć w grubych rękawicach, w zasadzie nic nie lubię robić w grubych rękawicach :D I mimo, że rękawiczki z jednym palcem twardo woziłam ze sobą, to i tak co chwilę je zdejmowałam, bo wędzidło trzeba umyć, albo wody do wiadra dolać. Jedna wielka kaszana....

Ale zawsze w takich chwilach powtarzam sobie "THIS IS SPARTA" i z zacięciem kontynuuję moją stajenną egzystencję, czego i Wam wszystkim życzę :) Życzę Wam też z całego serca i sobie przy okazji, żeby już zima nie wróciła, no chyba że tylko na zdjęcia ;P

Peace !!!



1 komentarz:

  1. Ja polecam termobuty od Yorka model Aktea, bardzo ciepłe i cena też przystępna ;) Zresztą też źle nie wyglądają w porównaniu do klasycznego rzepowego modelu termobutów. http://www.gnl.pl/buty-zimowe-york-aktea.html

    OdpowiedzUsuń