- środa, 24 czerwca 2015

Pakuj mandżur, jutro wyjeżdżamy



Idą wakacje - przynajmniej dla niektórych ;) A więc czas podróży, siedzenia na walizkach, cotygodniowych wyjazdów na zawody jeździeckie, obozy, urlopy itp. itd.
Jeśli o mnie chodzi, to od czasu wyjazdu na studia, podróżowanie jest nieodłączną częścią mojego życia. Nie to żebym była jakimś obieżyświatem, ale po Polsce nałykałam się już  tyle kilometrów, że dziwie się, że te podróże nasze jeszcze nie zaczęły mi się odbijać ;)
Nasze podróże są zwykle weekendowe, bądź trwające 2-3 dni. Co oznacza, że jeszcze nie zdążymy się dobrze rozpakować, a już musimy wracać. Porzuciliśmy więc ten wymarły u nas zwyczaj wypakowywania, trzymając nasze rzeczy w walizkach (to jeśli chodzi o mnie) lub porozrzucane w promieniu 1,5m od nich (to byłoby na temat mojego męża).

Czasem, a w zasadzie w 90% przypadków zdarza się tak, że proces przygotowania do podróży i ogarnięcia wszystkich potrzebnych rzeczy, zajmuje nam więcej niż sama podróż w miejsce docelowe, jako, że my ZAWSZE wozimy ze sobą ogromny mandżur. Jego nieodzownymi elementami są rzeczy do użytku codziennego, rzeczy jeździeckie (w tym siodło), pies z akcesoriami :D czasem do kompletu dochodzą jeszcze rzeczy do spania typu materace, pompka, poduszki, koce, śpiwory. No sajgon jednym słowem... Nie chcę pomyśleć jak będzie wyglądała nasza logistyka, gdy będziemy mieli dziecko. Jedno jest pewne, lepiej nie będzie.

No ale do brzegu. Jako, że organizacją i zagospodarowaniem bagażu w naszej rodzinie zajmuję się ja, to na mnie spada cała odpowiedzialność, jeśli nie zabierzemy ze sobą czegoś z domu. W związku z tym, że nienawidzę swojego gapiostwa i od razu jestem zła na siebie jak czegoś zapomnę, dokładam wszelkich starań, żeby taka sytuacja nie miała miejsca. Przez lata wypracowałam sobie idealny sposób na to, żeby niczego nie zapomnieć. Nie oczekujcie tutaj jednak odkrycia na miarę Penicyliny, bo tym moim sposobem jest robienie list. Bierzesz karteczkę, tudzież tablet i w wolnej chwili, niekoniecznie przed samym wyjazdem, spisujesz rzeczy, które na dany wyjazd będą Ci potrzebne. Ja swoje dodatkowo dzielę jeszcze na podgrupy typu kosmetyki, bielizna i wpisuję ilości, jeśli wartość wynosi więcej niż jeden (np. w przypadku skarpet). I taki system naprawdę działa. Bo zaczynając robić taka listę nawet dzień przed wyjazdem, zawsze w międzyczasie coś się jeszcze przypomni, co można dopisać lub dokupić jeśli jest taka potrzeba. A pakowanie z taką lista idzie naprawdę dwa razy sprawniej, bo przynajmniej ja, nie mam tego dysonansu, że siedzę w garderobie z otwartą walizką i zastanawiam się co do niej włożyć. Taka lista dodatkowo pozwala uniknąć zabierania rzeczy niepotrzebnych, np. 10 par spodni na 3 dni. Co więcej, ja zatrzymuję swoją listę aż do podróży powrotnej, bo zwykle pomocna jest w sprawdzeniu czy przypadkiem czegoś nie zostawiliśmy, w miejscu z którego wracamy.

Taka organizacja przedpodróżna przydaje się także w przypadku wyjazdu na zawody, gdzie oprócz stroju konkursowego trzeba ogarnąć jeszcze dokumenty, sprzęt i 1000 innych rzeczy dla konia, szczególnie jeżeli jedziemy na zawody dłuższe niż jednodniowe.
Oczywiście za każdym razem można robić nową listę, albo po prostu zatrzymać jakąś starą, bo przecież na zawody zwykle zabiera się te same rzeczy, ewentualnie zawsze można taki spis zaktualizować, dopisując coś nowego :)

Ale, ale... Ostatnio przeglądając internety, natrafiłam na coś idealnego z perspektywy osoby mającej fioła na punkcie uporządkowania. Ktoś wpadł na bardzo praktyczny pomysł i taką listę z rzeczami niezbędnymi na zawody zrobił. I jest super :)

 Także szczerze polecam Wam korzystanie z takich list, szczególnie jeśli macie tendencję do zapominania fraka, popręgu lub siodła :D

No i koniecznie dajcie znać, jak przebiega Wasz proces pakowania się na zawody.
Przemawia prze Was spokój i organizacja, czy raczej wszystko wygląda raczej jak tornado? ;)

Pozdro z Syreniego Grodu ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz